Stanęła na orbitreku. Nie było świadków – tylko ona, jej surowe, rozpalone ciało i obietnica natychmiastowej nagrody. Ćwiczyła w pełnej swobodzie, przygotowując formę, która miała podbić świat przez pożądanie.
Jej pośladki, dwa napięte, wilgotne od potu bochenki, pracowały na wysokim oporze, drgając w oczekiwaniu. Uda, pełne i rzeźbione, poruszały się w hipnotycznym wahadle, a ich ruch odsłaniał czysty, głęboki zarys jej krocza. To było tworzenie – rzeźbienie konturów, które miały obezwładnić i uzależnić.
Z jękiem, który stłumiła, prężyła ciało. Każde pchnięcie platformy wypychało biodra, uwydatniając absolutną, mokrą linię pośladków. Czuła piekący ogień w mięśniach, ale nie zwalniała. Nagie ciało, rozpalone do granic i drżące, było dowodem na jej bezwzględną, osiągniętą kontrolę nad własną fizycznością. Rzeźbiła najostrzejsze, najbardziej kuszące kontury, z gorącą satysfakcją myśląc o chwili, gdy z pełną premedytacją rzuci je światu jako cel do bezwstydnego pożądania.