Światło księżyca wpada przez uchylone okno, rzucając miękkie cienie na moją skórę. Leżę na jedwabnej pościeli, a mój oddech unosi delikatnie moje pełne, dorodne piersi, które zdają się być osobnym bytem, kuszącym i hipnotyzującym. Są jak dojrzałe owoce, ciężkie i obiecujące słodycz, a ich krągłość idealnie wypełnia dłonie, które z nabożną czcią przesuwają się po mojej aksamitnej skórze. Ich upajający ciężar jest obietnicą, a zwieńczone pąkami sutki twardnieją pod wpływem pożądliwego spojrzenia i delikatnego dotyku. Każdy pocałunek, złożony w zagłębieniu między nimi, przynosi falę głębszej rozkoszy. Czuję ich ciepło promieniujące na otoczenie, rytmiczne bicie mojego serca tuż pod ich powierzchnią. To moja świątynia kobiecości, która budzi cześć i pożądanie...