W półmroku pokoju pojawiłam się niczym ruchoma konstelacja. Moje ciało, oplecione misterną siecią utkaną z gwiezdnego pyłu, mieniło się przy każdym, nawet najmniejszym oddechu. Diamentowe drobiny łapały resztki światła i spływały po moich krągłościach, tworząc mapę skarbów, na której każdy błyszczący punkt był cichym zaproszeniem. Ta iskrząca mgiełka nie zakrywała niczego, a jedynie podkreślała doskonałość kształtów i obietnicę rozkoszy, jaka drżała tuż pod jej krystaliczną powierzchnią, zamieniając ją w hipnotyzujący spektakl czystego pożądania...