Jej oczy ślizgały się po nim zachłannie, zatrzymując się na jego kutasie, twardym i prowokującym, jakby stworzonym po to, by kusić jej usta. Już teraz czuła ich lekkie drżenie, wilgoć i niecierpliwość – jakby same domagały się, by otulić go powoli, by poczuć jego ciężar i pulsowanie w każdym ruchu języka. Na tarasie, gdzie zapadający zmrok otulał ich półcieniami, wyobrażała sobie, jak klęka przed nim, jak jej wargi suną po nim coraz głębiej, aż straci poczucie czasu i miejsca. Myśl, że ktoś mógłby ich dostrzec, że przypadkowe spojrzenie zza sąsiedniego balkonu złapie ten obraz, wcale jej nie przerażała. Wręcz przeciwnie – to ryzyko podsycało jej pożądanie, sprawiając, że pragnienie, by mieć go w ustach, stawało się niemal nie do zniesienia.