Jesienne światło rozlewało się po jej nagim ciele, gdy leżała na podłodze, rozpalona oddechem i oczekiwaniem. Na brzuchu spoczywała czerwona papryka – zimna, twarda, prowokująca. Ujęła ją w dłoń i przesunęła po piersiach, zostawiając lodowate ścieżki na gorącej skórze. Zadrżała, gdy gładka powierzchnia dotknęła sutków, które natychmiast stwardniały. Jej biodra unosiły się lekko, jakby błagały o więcej. Papryka wędrowała niżej, między uda, które rozchyliły się bezwiednie. Zatrzymała ją przy swoim najwrażliwszym miejscu, naciskając i drażniąc okrężnymi ruchami. Czuła kontrast chłodu i żaru, smak ostrości mieszający się z jej wilgocią. Oddech rwał się, palce zaciskały na warzywie coraz mocniej. Światło igrało na jej ciele, a każdy nerw pulsował w rytmie jesieni – intensywnej, pikantnej, nieprzyzwoicie dojrzałej. Drżała jak liść targany wiatrem, gotowa spłonąć w rozkoszy.