Biegła przed nim jak pokusa, której nie sposób się oprzeć. Każdy ruch jej bioder był zaproszeniem, prowokacją — miękką, ale bezlitosną. Śmiała się przez ramię, jakby wiedziała dokładnie, jak bardzo doprowadza go do szaleństwa. Nie uciekała, ona go wciągała — głębiej, mocniej, w grę, której końcem miało być poddanie się żądzy.
Jego oddech stawał się cięższy, krok przyspieszał, a napięcie między nimi gęstniało jak rozgrzane powietrze przed burzą. Gdy wreszcie ją dogonił, zderzyli się jak dwa głodne ciała — jej plecy oparły się o ścianę, jego dłonie wbiły w jej biodra z siłą, której pragnęła. Przestała uciekać, ale króliczek nie był już ofiarą — był pokusą, nagrodą, ogniem.
Ich oddechy splatały się w surowym rytmie pożądania. Teraz nie było już gry. Był tylko głód. I polowanie zakończone triumfem.