W tej bieliźnie nie byłam po prostu rozebrana – byłam dziełem sztuki, które odsłaniało dokładnie tyle, by rozpalić wyobraźnię do granic. Delikatna koronka rysowała na mojej skórze mapę pragnień, a Ty chciałeś podążać każdą z jej ścieżek, zaczynając od stóp. Czerń moich pończoch na tle jasnej skóry tworzyła grzeszny kontrast, który przyciągał wzrok i nie pozwalał myśleć o niczym innym. Wyżej, każdy cienki pasek był jak linia wiersza napisanego na moim ciele, a Ty pragnąłeś odczytać go w całości. Prześwitujący materiał na brzuchu zdawał się być zmysłową mgłą, skrywającą krajobraz, który chciałeś odkrywać całą noc. A sposób, w jaki materiał opływał moje biodra, był cichą obietnicą tego, jak doskonała jest skóra ukryta tuż pod nim...