Pod miękkim blaskiem latarni jej sylwetka zdawała się wręcz stworzona do kuszenia. Kombinezon opinający ciało podkreślał każdą linię, a wypięte, jędrne pośladki wciągały spojrzenia jak magnes. Jej krok był powolny, prowokacyjny, jakby świadomie dawała się oglądać, jakby wiedziała, że nie tylko mrok, ale i ktoś jeszcze obserwuje. Dalej, w półcieniu, na parkowej ławce, atmosfera zgęstniała. Dłoń wsunęła się pod materiał, ruchy stały się przyspieszone, desperacko ukrywane, a jednak napędzane samą świadomością jej obecności. Tajemnica mieszała się z pożądaniem, a noc pulsowała napięciem. Każdy jej krok potęgował ciche westchnienia z ławki, każdy ruch bioder był bodźcem, który sprawiał, że to, co działo się w ukryciu, stawało się coraz intensywniejsze. Światło latarni nie rozpraszało ciemności, a jedynie podkreślało, że park tej nocy stał się miejscem grzechu.